Fun

    Chicony prawie jak chlebak

    Przy okazji czytania tego wątku spojarzałem na moją klawiaturę trochę bardziej dogłębnie niż zazwyczaj i moim oczom ukazał jakiś okruszek pod klawiszem. Postanowiłem wyczyścić całą klawiaturę. Zwykła czarna Chiconey okazała się jednak bardzo pojemna!

    Po rozkręceniu i i dokładnym wytrzepaniu wyleciało z niej tyle okruszków, ziarenek, że spokojnie najadła by się mała mysz :)

    Jednak najdziwniejszą rzeczą jaką znalazłem było mnóstwo włosów(!). Na oko długość jakby moja porównując do tego co mam na głowie, ale nie zdarzyło mi sie spać na klawiaturze lub walić w nią głową. Obejrzałem dokładnie ręce i opuszki palców – zero włosów.

    Jak na razie zagadka, co tu się działo nad tą klawiaturą :)

    Od dzisiaj już nie jem śniadania nad klawiaturą, strach pomyśleć co by się stało jakby się tam zadomowił kawałek kiełbasy lub inny pasztet i poczekał z miesiąc ;)


    Job / Praca

    SSH dla Windows

    Od czasu do czasu potrzebuję coś z mojej workstacji będąc poza zasięgiem klawiatury. W przypadku sieci lokalnej zdalny pulpit sprawował się nawet nieźle pominąwszy rozwalanie całego desktopu z powodu różnicy w rozdzielczościach. Komplikacje są jednak wtedy gdy jestem poza firmą a różne oddziały posiadają przeważnie kiepskie łącza wraz z ledwo działającym blueconnectem na największych odludziach włącznie. Dodatkowo zalogowanie się do pulpitu to połowa sukcesu, trzeba potrzebne pliki później i tak wrzucić gdzieś na sieć i następnie ściągnąć do miejsca docelowego wystawiając je na krótki czas dla wszystkich.

    Dlatego też zainstalowałem OpenSSH dla Windows. Instalacja jest banalna jak to w Windowsie, klikamy dwa razy na plik z archiwum i wszystko dzieje się samo. Po instalacji w Program Files/OpenSSH mamy znajomo wyglądające drzewo katalogów. Jest etc, var, bin, usr itp.

    Pozostaje jedynie powiadomić nasz server ssh dla Windows jaki user może się logować (musi być to istniejący user lokalny lub domenowy. W tym celu z katalogu bin wydajemy polecenie:

    mkpasswd -d -u bartoszm >> ..\etc\passwd

    Powyższe polecenie odczyta moje hasło z Active Directory i przekonwerteruje do pliku passwd w Windowsie.

    Musimy także poinformować server jakie mamy grupy ponieważ po poprawnym zalogowaniu nie będzie umiał ustawić gid i odmówi dostępu:

    mkgroup -d >> ..\etc\group

    W przypadku ustawień dla komputera bez domeny zamiast -d podajemy -l.

    Pozostaje uruchomić tylko server – z lini poleceń net start opensshd

    Od teraz mamy bezpieczny dostęp do powłoki przez ssh, oraz do plików przez sftp.


    Fun

    Mac OS X + Blue Connect.

    Dzisiaj szef przyniósł nowo zakupionego Mac Book Air’a z prośbą o przerzucenie z jego starego Thinkpada kilku przydatnych rzeczy i podłączenia go do Blueconnect’a. Przerzucenie plików jeszcze przede mną, i mimo, że nie będzie to proste z powodu braku wifi w firmie i braku ethernetu w MBA, to przy pomocy pendrive’a czy przenośnego DVD bo chyba także jest w zestawie, będzie to raczej szybki proces. Zacząłem nieszczęśliwie od zainstalowania Blueconnect’a. Znalezienie sterowników nie było trudne. W końcu Mac – prostota i elegancja – pomyślałem. Po podłączeniu Huawei E220 na USB chwilę modem zamrygał na zielono, pózniej na niebiesko (jest 3G yeeey!) i tyle. Chwila poszukiwań – W nadgryzionym Jabłku, System Preferences, Network, znalazłem mój modem i trzy pola do wpisyania: Numer, Użytkownik i Hasło. Tu już byłem zachwycony. Bez miliona dymków po prostu się zainstalował i działał. Wpisałem *99# jako numer, erainternet jako uzytkownika i hasło, Apply, Connect i po chwili łączenia ….. „Could not negotiate a connection with the remote PPP server. Please verify settings and try again”. Przeleciałem szybko Advenced Options gdzie wybrałem mój modem z Others i to samo. Czas sięgnąć do jakiegoś supportu. O proszę, oficjalne howto od Ery, nice. Widać jest jakiś knyf jednak, trzeba wyłączyć żądanie kodu PIN. Chwila szukania telefonu bez simlocka lub z simlockiem na Ere. Złamany paznokieć przy otwieraniu telefonu. Krótkie randevouz po menu – wyłącznie kodu PIN na dzieńdobry. Ok, Back to my Mac (hehe ;). Niestety nadal to samo. Dzwonie do BOA. Nie spodziewałem się nic innego jak przedyktowanie instrukcji, która z moim MBA jest trochę rozbieżna, nie ma opcji Show pod Location i nie ma nigdzie ustawień TCP/IP, które jednak w/g BOK są ok fabrycznie, ale skoro ich nie ma to on nie może pomóc i to na pewno wina Maca i mam dzwonić do Apple po pomoc. Cześć jak czapka – nie zapracujesz na premię jak zadzwoni automatyczna ankieta! Dzwonie do Apple. No prawie. Na stronie kontaktowej jedeyny numer godny uwagi to Dział Obsługi Klienta T: 022 703 41 00 gdzie po dodzwonieniu się Pani z firmy CRC CommunicAID Sp. z.o.o powiedziała, że ona to włściwie tylko zgłoszenia telefonów przyjmuje i nawigacji, ale pod numerem 22 703 41 71 to sami specjaliści od Apple siedzą. Dzwonie znowu (bo mnie nie mogła przełączyć). Po 15 sygnałach stwierdziłem, że jednak nikt ze mną nie porozmawia, nie było nawet standardowej papugi, może to zły numer i dzwoniłem do kogoś do domu? Jeśli przejrzeliście stronę kontaktową Apple i dziwcie się dlaczego nie dzwoniłem na Pomoc techniczna iPod i Mac: 00800-4411875 to u mnie jest standardowe „ti, ti TI! Nie ma takiego numeru”. Ostatnia deska ratunku. Blueconnect jest zepsuty, karta SIM nie działa lub nie ma aktywnego GPRS’a. Instaluje w PC. Kurwa działa! No to od początku, odinstaluje ten modem i może jakieś inne drivery? Chwila góglowania jak się odinstalowuje soft w Macu? A jest, z Applications przeciągnąć do kosza, fajne. W międzyczasie dowiedziałem się także, że aby ładnie odmontować pendrive’a też trzeba wywalić go do kosza :) Innych sterowników właściwie nie znalazłem więc zainstalowałem te co miałem. Dla pewności te z (2.6) w nazwie.

    Wnikliwe przeczytanie instrukcji jeszcze raz nic mi nie dało. Poszukiwanie niedostępnych u mnie opcji także nic. Zacząłem grzebać w ustawieniach modemu. Oprócz standardowych producentów figurował tam też Generic. Jak wiadomo Generiki chodzą najlepiej (przynajmniej jeśli chodzi o kernele BSD ;) więc może coś tam będzie ciekawego? Ha! Proszę! Generic GSM/GPRS/3G modem! Zupełnie taki jak mój ;) ! I nawet APN można wpisać. Dla Ery – bez zaskoczenia – erainternet.

    Jak już mam APN to chyba nie trzeba podawać usera i hasła skoro modem wie gdzie ma się łączyć? Tak też uczyniłem.

    Napięcie sięgnęło zenitu, Apply, Connect i SUKCESFULL !

    No więc musiałem w tym momencie przeprosić się z Mac’iem i zwalić całą winę na Erę, która nie umie porządnej instrukcji napisać. Mam nadzieję, że przyda się komuś ten nieco przydługawy opis instalacji blueconnect’a w Macu :)

    Ale z supportem Apple cieniutko, cieniutko….. :/


    Job / Praca

    Zmiana nazwy komputerów z AD

    Pewnie każdy administrator, staje z czasem przed problemem, że w sieci ma totalny bałagan jesli chodzi o nazwy hostów, zwłaszcza jak komputery przyjeżdżają preinstalowane. Ja także postanowiłem zrobić sobie porządek ponieważ właśnie przygotowuje sieciowy backup i nie chce jako nazwy klientów podawać IP, które jest z DHCP, poza tym wybieranie klientów do restore lub backupu po IP to utrudnienie a nie ułatwienie. Dlatego też komputery będą nazywały się tak jak pracujący na nich userzy. Tutaj zaczynają się schody, ponieważ w Active Directory gdzie figurują wszystkie komputery nie ma możliwości zmiany ich nazwy. Można zarządzać wszystkim co tylko mamy pod Zarządzaj po kliknięciu prawym na Mój Komputer, no ale nazwy jednak zmienić nie można. Nie jest tak źle i można sobie oszczędzić biegania od komputera do komputera jednak przy pomocy dwóch programów i jednego skryptu. Po pierwsze potrzebujemy PsTools oraz wsname.

    Na koniec, potrzebujemy skrypt (nazwij go dowolnie np changer.cmd)

    @echo off
    if "%1" EQU "" GOTO SHOWSYNTAX
    if "%2" EQU "" GOTO SHOWSYNTAX
    if "%3" EQU "" GOTO SHOWSYNTAX
    if "%4" EQU "" GOTO SHOWSYNTAX

    if not exist wsname.exe GOTO SHOWSYNTAX
    if not exist psexec.exe GOTO SHOWSYNTAX

    if /i "%5" EQU "REBOOT" (
    SET REBOOT=Y
    ) ELSE (
    SET REBOOT=N
    )

    echo Connecting
    net use \\%1\ipc$ > NUL
    if NOT ERRORLEVEL == 0 GOTO NETERROR

    echo Copying WSNAME locally
    COPY WSNAME.EXE \\%1\C$ > NUL

    echo Launching WSNAME
    PSEXEC \\%1 C:\WSNAME.EXE /N:%2 /RCID /USER:%3 /PASS:%4
    if "%ERRORLEVEL%" NEQ "0" SET REBOOT=N

    echo Tidying Up
    DEL \\%1\C$\WSNAME.EXE

    echo Disconnecting
    net use \\%1\ipc$ /d > NUL

    if "%REBOOT%" EQU "Y" (
    echo Rebooting '%2' so new the name will take effect
    shutdown /m \\%1 /r /f /c "Rebooting so new name will take effect"
    )

    GOTO END

    :NETERROR
    echo.
    echo ERROR: Could not connect to %1
    echo.
    GOTO END

    :SHOWSYNTAX
    echo.
    echo Remote Rename in Domain
    echo. Syntax: RemoteName "device existing name" "new name" "userid" "password" [REBOOT]
    echo.
    echo. Requires PSEXEC.EXE and WSNAME.EXE
    echo.
    echo. Get PSEXEC from www.sysinternals.com
    echo.
    echo.

    :END
    SET REBOOT=

    Wrzucamy wszystko do jednego katalogu, wchodzimy do shella (cmd) i piszemy (będąc w katalogu ze skryptem i programami):

    changer 10.1.0.50 JanKowalski DOMENA/Administrator haslo [reboot]

    changer – to nazwa naszego skryptu

    10.1.0.50 – adres komputera docelowego (może być też nazwa NetBIOSowa)

    JanKowalski – nowa nazwa komputera

    DOMENA/Administrator – użytkownik z prawami do zmiany nazwy (gdy komputery są w domenie to mamy ułatwione zadanie ponieważ wystarczy Administrator domeny dla każdego komputera, jeśli nie to cóż, mam nadzieje, że znasz hasła każdego komputera ;)

    haslo – hasło użytkownika DOMENA/Administrator

    [reboot] – wymuszenie restartu aby zmiany odniosły skutek

    Napewno błędem, który napotkasz będzie jednak nie działanie tego rozwiązania z powodu zapory Windowsowej. Znowu w domenie można załatwić to przez GPO, bez domeny pozostaje bieganie do komputerów.

    Wyłączamy zaporę stosując następujące GPO:

    i podpinamy do komputerów, których ma dotyczyć.

    Nastepnie czekamy, aż polityki się odświeżą lub odpalamy gpupdate /force .

    Jesli maszyna zacznie odpowiadac na pingi to możemy zacząć zabawe ze zmianami nazw :)


    Job / Praca

    Firefox przez Active Directory

    Ha! Od dzisiaj każdy w firmie ma zainstalowanego Firefoxa. Przy pomocy Active Directory i GPO nie jest to oczywiście trudne do osiągnięcia, ale trzeba wybudować sobie paczki *.msi ponieważ *.exe nie nadają się do „deploymentu” (bardzo podoba mi się to słowo :) jest polski odpowiednik deploy?). Jak narazie moje próby znalezienia darmowego programu, który by działał i poprawnie budował msi spełzły na niczym. Ale z Firefoxem jest trochę prościej. Na stronie http://www.frontmotion.com/Firefox/ istnieją gotowe paczki, które instalują się bez problemu, co ważne są wszystkie najważniejsze lokalizacje, co również jest mi na rękę z uwagi na wielojęzykowość firmy. Zainstalowałem 2.0.0.12, a dzisiaj pisząc tą notkę już jest 2.0.0.13 więc działają całkiem szybko. Pozostaje czekać tylko na kolejnych szczęśliwszych użytkowników Internetu :)

    P.S. Czy kiedykolwiek pomyśleliście, że logo Firefoxa ukazuje „płonącą kulę ziemską”? Niektóre osoby z całą stanowczością właśnie tak u mnie twierdziły i dopiero po wysłaniu im loga FF 500×500 zmieniły zdanie (przekonał je nos, łapy i uszy liska ;)



    Job / Praca

    Windows, WSUS, NetBSD i iSCSI

    Wreszcie mogę napisać jakąś techniczną notkę, bo ostatnio coś nie mogłem się zebrać. Zrzucę to na wiosenne przesilenie ;) Dzisiaj będzie nietypowo ponieważ pochwalę Windowsa, a dokładnie rzecz ujmując Windows Server 2003 R2. Prawdę mówiąc nie jestem laikiem jeśli chodzi o Windows, ale dotychczas moje doświadczenie zawodowe było mało związane z Windowsami serwerowymi. Jednak przez całą moją dotychczasową działalność jako admina we wszystkich dżobach gdzieś się tam maszyny z serwerami Windows przewijały. Głównie SBS jako kontroler domeny, albo zwykły do obsługi MSSQL. Obecnie mam pod opieką wspomniany juz w2k3 server na DELL POWEREDGE 1800. Działa na nim Active Directory i wszyscy userzy są do niej podpięci. Zatem pełna kontrola z biurka w rozproszonej lokalizacji. Całkiem przyjemnie się tym zarządza. Ale to jakby tylko narzędzie dzięki któremu można znacznie ułatwić sobie pracę. Prawdziwym powodem dla którego podoba mi się Windows jest WSUS czyli Windows Server Update Service.. W skrócie chodzi o to, że nasz serwer Windowsowy przejmuje rolę witryny Windows Update.

    wsus3-zatwierdzanie.jpg

    Ustalamy jakie aktualizacje nas interesują (są nawet aktualizacje do odtwrzacza Zune jak i wszystkich innych programów MS o których istnieniu nawet nie wiedziałem), języki w których te aktualizacje będą dostępne oraz tworzymy grupy komputerów. Możemy oczywiście wrzucić wszystkie komputery z AD do jednej grupy, ale nasze polityki zakazują takich działań i najpierw poprawki muszą być testowane na maszynach do tego przeznaczonych.

    Kiedy już nasz WSUS zsynchronizuje się z serwerami MS, a trochę to zajmuje czasu (dla poprawek dla Windows XP, 2000, Windows Server, oraz MS SQL i Office’a od 2003 do 2007 w 3 językach WSUS pociągnął 7,2 GB), trzeba tylko zadbać o dystrybucję poprawek. Załatwiamy to jedną polityką w głównym drzewie naszej domeny. Dobrą opcja jest wyłączenie automatycznego restartu komputera, co jest bardzo denerwujące kiedy się akurat nad czymś pracuje. Od tego momentu opcje w klientach dotyczących aktualizacji są wyszarzone co oznacza, że steruje nimi server. Admin ustala tylko które poprawki mają pójść gdzie, które odrzucić itp. i pod koniec dnia wysyła do klientów. Sprawnie, bez ingerencji u pracowników, z raportami co się powiodło a co nie.

    Oczywiście można się spytać, po co to komu? Widzieliście duże biuro z zaktualizowanymi wszystkimi komputerami zostawionymi do dyspozycji użytkowników? Nie ma takich biur. Oprócz tego niedługo zostanie wydany SP3 dla XP (SP1 dla Visty szczęśliwie nas nie dotyczy :), można sobie tylko wyobrazić co się stanie jak kilkaset komputerów zacznie pobierać 200MB w jednym czasie.

    Ok, wystarczy już może o samym Windowsie bo patrząc na tytuł i czytając do tego miejsca pewnie zastanawiacie się gdzie w końcu jest o NetBSD? :) Spokojnie właśnie nadchodzi ten moment. NetBSD również w mojej firmie odgrywa znaczącą rolę, a ilościowo przewyższa nawet maszyny z Windows Serwerem :) Oprócz całej gamy usług, typu groupware, obsługa eventów z Windows czy AS400, IDSa, statystyk, czy inwentaryzacji sprzętu (swoją drogą dzięki Group Policy Object czyli polityk Windowsowych zinwentaryzowanie i to bardzo dogłębne sprzętu i oprogramowania wraz z licencjami można wykonać nie ruszając się z biurka, a dostęp do wyników przez www z bazy mysql w NetBSD ;) NetBSD równierz udostępnia zasoby via Samba. Niestety miejsce na dyskach Windows Servera zaczyna się kończyć dlatego postanowiłem przenieść zawartość WSUS’a na udział Samby. Niestety WSUS nie przewiduje możliwości trzymania swojego content’u na czymś innym niż lokalny dysk z NTFS. Klapa? Nie zupełnie. Tutaj z pomocą również przychodzi NetBSD i obsługa iSCSI. Internet SCSI bo tak brzmi pełna nazwa tej technologii, to obsługa sieciowa dysków ale nie jako udostępnienie udziałów, tylko operacje na urządzeniu blokowym. Dodatkowo dyski można łączyć w jeden wielki wolumen albo stworzyć z kilku RAID. Skoro jest to urządzenie blokowe, klient (a właściwie initiator), może korzystać z serwera (a właściwie target’a) tak jakby korzystał z lokalnego dysku, może go sobie popartycjonować, sformatować itp. Jak więc sprawuje się target NetBSD i initiator Windows? Wyśmienicie się sprawuje! A co najważniejsze konfiguracja całości jest bardzo prosta.

    Ze strony NetBSD nie musimy nic instalować, ponieważ target mamy w base systemie (mowa o 4.0).

    Edytujemy tylko plik /etc/iscsi/target. Mój wygląda tak:

    # extent file or device start length
    extent0 /usr/home/storage/iscsi-wsus 0 100000MB
    # target flags storage netmask
    target0 rw extent0 0.0.0.0/0

    używam pliku o rozmiarze 100GB (rozmiar dynamiczny), initiator ma pełne prawa do tego dysku. Zamiast ścieżki do pliku możemy podać oczywiście całeurządzenia z /dev.

    Ze strony MS, instalujemy oprogramowanie initiatora, wyszukujemy i podłączamy dysk.

    iscsi2a.jpg

    Uaktywanimy go i formatujemy, nadajemy literę dysku.

    iscsi3a.jpg

    W ostatniej zakładce, klikamy BIND ALL aby dysk iSCSI montował się przy starcie systemu.

    iscsi4a.jpg

    Na sam koniec przenosimy zawartość WSUS’a, który już nie protestuje, że nie ma dysku lokalnego z NTFSem ;)

    iscsi6a.jpg

    W logu widać czas, 9 minut dla 7GB danych w dość rozproszonej formie, jeśli dyskiem byłby faktycznie dysk a nie plik czas ten zapewne by się jeszcze skrócił.



    Fun

    Niespodzianki, niespodzianki…

    Dzisiaj księgowość zaproponowało pizze na obiad. Okazało się, że we wtorek i środę telepizza ma promocję i za 5 pizz(?) dostaliśmy 10 :D Dlatego za 10 zł składkowego można było przebierać w 5 czy tam nawet sześciu różnych smakach. Dział IT oczywiście stawił się w 100% obecności ;)

    dsc00597.JPG

    A po pizzy okazało się, że niepilnowana pogoda zrobiła w marcu jak w garncu i przysypało równo wszystko :)

    dsc00599.JPGdsc00600.JPG

    Na narty? Tylko do Poznania! Bądź co bądź nadal mamy zimę ;)

    Kto już zmienił opony na letnie ? :)


    Job / Praca

    Wyprawa do Kętrzyna.

    Tak się złożyło, że pierwszym zadaniem wyjazdowym okazała sie wyprawa chyba do naszego najdalej położonego punktu – do Kętrzyna. Bardzo lubię długi trasy więc tym bardziej pasowała mi ta podróż. Wyjechałem o 8 rano w poniedziałek i przejeżdżając przez Gniezno->Toruń->Ostrudę->Olsztyn->Mrągowo dotarłem do Kętrzyna.

    ketrzyn_wita.jpg

    Po drodze mój ranking na najzabawniejszą nazwę miejscowości wygrało Jajkowo ;)

    jajkowo.jpg

    Trasa przebiegała spokojnie, chociaż w większości jednopasmowo i jak już natrafiłem na jakąs wywrotkę z piachem lub ciągnik to wlokłem się za nim kilka kilometrów do najbliższej okazji aby wyprzedzić. Momentami krajobraz zmieniał się na górski, mimo że to zupełnie inny kierunek. Wogóle górki towarzyszły mi przez całą drogę.

    widoczek1.jpggorka.jpg

    Przejeżdżałem też przez „słynne” wylatowo gdzie ponoć lądują ufoki, porywają krowy i niszczą zboże, o czym mieszkańcy raczyli poinformować przejeżdżających odpowiednim transparentem.

    ufo.jpg

    Niestety jak widać, niebo czyste, radio mi nie zwariowało, akumulator nie wysiadł, więc miałem pecha i nie dane mi było spotkać się z szarymi ludzikami. Tylko to zdjęcie jakieś niewyraźne, może to ich sprawka ;)

    Po dojechaniu do hotelu i zaaklimatyzowaniu się w przyhotelowej restauracji, ruszyłem do mojego miejsca przeznaczenia.

    elewatory.jpg

    Muszę przyznać, że robi wrażenie z daleka, w środku także jest ciekawie a dla laika, jak ja, cały proces wytwarzania paszy (cały czas myślałem, że jest to mieszalnia a nie wytwórnia lecz szybko zostałem wyprowadzony z błędu przez kierownika, dla pracowników wytwórni określenie ich zakładu jako mieszalnia to potwarz ;) jest nawet fascynujący. Jeśli dołożymy do tego komputery i sieci to już wogóle jest wspaniale :)

    sterownia.jpg

    Po skończonej pracy powrót odbył się bez większych przygód, tylko rano powitał mnie śnieg. Rzecz już dawno przezemnie – wielkopolanina – zapomniana. Dlatego też powrót zajął mi godzinę dłużej – siedem godzin zamiast sześciu. Chociaż akurat z powrotem mogłem trochę przycisnąć :)

    155.jpg

    Dodatkowym zgrzytem było także to, że paliwo w Kętrzynie było bardzo fatalne i dopiero w Inowrocławiu samochód odżył. W Toruniu natomiast wracając napotkałem zabytek klasy zerowej:

    taxi.jpg

    Tak, tak, czynna taksóweczka 125p, kierowca w klimacie, starszy Pan z wielkimi ciemnymi okularami jak w reklamie MasterCard ;)

    Wyjazd uważam za bardzo udany. Escort spisał się bardzo dobrze. Wszystkie fotki wykonał mój wierny aparat blogowy k750i :)

    mirror.jpg



    Job / Praca

    Pierwsze półtora tygodnia.

    Aloha!

    Niestety nie wyszło mi opisanie pierwszego dnia w nowej pracy zaraz po ostatnim dniu w starej pracy. Ostatni dzień zrobił się dość huczny i na następny dzień „medytowałem” o poniedziałku ;)

    Pierwszy dzień upłynął mi pod znakiem totalnego zagubienia. Nagle w całym budynku jest 50-60 nowych osób i każda może mieć jakąś sprawę. Jest nieźle jak ktoś zaczepi mnie na korytarzu, gorzej kiedy dzwoni :) Najczęstszy dialog wyglądał tak:

    Ktoś: Z tym to musisz iść do Lucyny w Księgowości?
    Ja: Ale nie wiem gdzie ona siedzi.
    Ktoś: No tam obok Kasi.
    Ja: ….

    Czasem zdarzało się, że z kimś rozmawiałem lub pisałem po czym mijałem na korytarzu nie wiedząc, że to ta osoba i dopiero ponowne przedstawienie się w „realu” uświadamiało mnie któż to taki. Ot, standard w dużych firmach.

    Zastanawiam się co napisać o samej firmie i czym się będę zajmował, ale po godzinnym czytaniu polityk, stwierdzam, że lepiej nic nie będę pisać, wszystko tajemnica + jeszcze SOXy amerykańskie :) Powiem tylko, że jak dla mnie jest tu dość duży potencjał rozwoju jak i własnych inwencji, które z sukcesem wdrażam w działanie co mi bardzo odpowiada. Chociaż na dzień dobry dostałem listę TODO z 26 punktami, które trzeba wykonać lub w jakiś sposób rozwiązać (tu właśnie pole do popisu:)

    Z ciekawostek mogę powiedzieć, że całe piętro biurowca praktycznie nie ma pokoii, jeśli zdarzają się zamknięte pomieszczenia to i tak są zupełnie przeszklone. Praktycznie można łypnąć okiem z jednego końca na drugi i zobaczyć czy jest osoba do której ma się zamiar iść (jak się wie oczywiście gdzie ma się iść ;) Dodatkowo głównym medium transportowym jest winda odpalana na chip, co jak słyszałem wywołuje wielkie zainteresowanie ludzi którzy nie jadą na to piętro – „Co tam może być?”.

    W końcu jest też porządny bufet gdzie rano jak się uda przed wszystkimi można zakupić świeże drożdżówki a po południu zjeść dwudaniowy obiad. Chociaż obiad to przeważnie coś pomielonego i jest go zawsze mało (Panie, które nakładają komicznie walczą z chochlą aby czasem nie dołożyły pół ziemniaka gratis :) to jest pod ręką, co niestety w poprzednich pracach było wielkim problemem przy braku śniadania.

    Dojazd wyliczył się na 17 kilometrów, niestety zabiera trochę czasu, ale przez półtora tygodnia nie jechałem jeszcze tak samo. Jak skończą się trasy to wybiorę tą najlepszą. Mankamentem na razie jest to, że moje sprzęgło już prawie nie działa i telepię się jak jakimś maluchem na lodzie. Dzisiaj na szczęście przyszło nowe sprzęgło.

    Powoli jak widać aklimatyzuję się w nowym miejscu. Po półtora tygodniu utwierdzam się, że była to słuszna decyzja. Postaram się teraz trochę częściej pisać jeśli czas pozwoli :)



    Job / Praca

    Ostatni dzień.

    Dzisiaj jest ostatni dzień mojej pracy w Soft Group. Od poniedziałku nowe wyzwania, nowe biuro, nowe zajęcia, nowi znajomi, nowe miasto (Swarzędz->Poznań again), wszystko nowe :) Z Soft Group’em rozstaję się w przyjacielskiej atmosferze (piwo już się chłodzi a pizza dojedzie na 16:30 ;) i oczywiście będziemy dalej współpracować. Te 20 miesięcy pracy uznaję za bardzo dobrze spożytkowany czas dla mnie i dla firmy i mam nadzieję, że takie wrażenie też pozostawię po sobie, a moje rozwiązania będą dalej służyć klientom. Na koniec dodam tylko, że takiego pracodawcy jak Soft Group życzyłbym sobie w nowym miejscu i Wam wszystkim :)

    Do zobaczenia załogo SG! (teraz już bardziej wirtualnie)


    Related Posts with Thumbnails
    Add your widget here