Tak się złożyło, że pierwszym zadaniem wyjazdowym okazała sie wyprawa chyba do naszego najdalej położonego punktu – do Kętrzyna. Bardzo lubię długi trasy więc tym bardziej pasowała mi ta podróż. Wyjechałem o 8 rano w poniedziałek i przejeżdżając przez Gniezno->Toruń->Ostrudę->Olsztyn->Mrągowo dotarłem do Kętrzyna.
Po drodze mój ranking na najzabawniejszą nazwę miejscowości wygrało Jajkowo ;)
Trasa przebiegała spokojnie, chociaż w większości jednopasmowo i jak już natrafiłem na jakąs wywrotkę z piachem lub ciągnik to wlokłem się za nim kilka kilometrów do najbliższej okazji aby wyprzedzić. Momentami krajobraz zmieniał się na górski, mimo że to zupełnie inny kierunek. Wogóle górki towarzyszły mi przez całą drogę.
Przejeżdżałem też przez „słynne” wylatowo gdzie ponoć lądują ufoki, porywają krowy i niszczą zboże, o czym mieszkańcy raczyli poinformować przejeżdżających odpowiednim transparentem.
Niestety jak widać, niebo czyste, radio mi nie zwariowało, akumulator nie wysiadł, więc miałem pecha i nie dane mi było spotkać się z szarymi ludzikami. Tylko to zdjęcie jakieś niewyraźne, może to ich sprawka ;)
Po dojechaniu do hotelu i zaaklimatyzowaniu się w przyhotelowej restauracji, ruszyłem do mojego miejsca przeznaczenia.
Muszę przyznać, że robi wrażenie z daleka, w środku także jest ciekawie a dla laika, jak ja, cały proces wytwarzania paszy (cały czas myślałem, że jest to mieszalnia a nie wytwórnia lecz szybko zostałem wyprowadzony z błędu przez kierownika, dla pracowników wytwórni określenie ich zakładu jako mieszalnia to potwarz ;) jest nawet fascynujący. Jeśli dołożymy do tego komputery i sieci to już wogóle jest wspaniale :)
Po skończonej pracy powrót odbył się bez większych przygód, tylko rano powitał mnie śnieg. Rzecz już dawno przezemnie – wielkopolanina – zapomniana. Dlatego też powrót zajął mi godzinę dłużej – siedem godzin zamiast sześciu. Chociaż akurat z powrotem mogłem trochę przycisnąć :)
Dodatkowym zgrzytem było także to, że paliwo w Kętrzynie było bardzo fatalne i dopiero w Inowrocławiu samochód odżył. W Toruniu natomiast wracając napotkałem zabytek klasy zerowej:
Tak, tak, czynna taksóweczka 125p, kierowca w klimacie, starszy Pan z wielkimi ciemnymi okularami jak w reklamie MasterCard ;)
Wyjazd uważam za bardzo udany. Escort spisał się bardzo dobrze. Wszystkie fotki wykonał mój wierny aparat blogowy k750i :)
Hmmm, ludziki są zielone … chyba :-)
fajnie, fajnie, szkoda , że Ci czasu zabrakło na Wilczy Szaniec
Tomek: znawcy tematu (Moulder) mówią, że oni są szarzy ;)
Mecowhy: no właśnie przy wjeździe widziałem tablice, ale dotarłem koło 14 i po obiedzie do 21 byłem na obiekcie, rano śniadanie i do 9 i potem z powrotem, nie dało rady, a chętnie bym odświeżył pamięć bo ostatnim razem jak byłem w Szańcu to miałem 10 lat.
dlaczego klasy zerowej? ;/
http://pl.wikipedia.org/wiki/Klasy_zabytk%C3%B3w
„0 – zabytki i zespoły zabytkowe o najwyższej wartości artystycznej, historycznej i naukowej w skali światowej, które mogą być uznane za pomnik historii;”