W piątek jak co rano wybrałem się do pracy. Pod sam koniec, przy wjeździe na parking dopadł mnie ból w prawej nerce, który postępował tak szybko, że zdążyłem tylko doczłapać się do firmy (na szczęście windę mamy), wziąć dwie tabletki NO-SPA i wydukać, że muszę jechać do szpitala. Tak właśnie zaczęły się 4 dni mojej gehenny.
Nie pierwszy raz zdażył mi się taki wypadek. Po pierwszym „ataku” 4 lata temu, to był „atak” numer dwa. Wiedząc co mnie czeka udało mi się zachować spokój w drodze do szpitala i przetestować wszystkie możliwe ustawienia siedzenia pasażera. W szpitalu standardowo:
– Co Panu dolega
– Umieram, kolka nerkowa, potrzebuję kroplówkę z środkiem przeciwbólowym
– Ma Pan ubezpieczenie?
– Mam, ale nie przy sobie, możemy załatwić to później? I’m dying here!
– To w takim razie proszę podpisać oświadczenie, że jak Pan nie doniesie ubezpieczenia to Pana obciążymy kosztami.
skrob, skrob, skrob – podpisałem, ale nie wyglądało to na mój podpis wcale
– Proszę na ostry dyżur, pokój 55
Na szczęście pokój był za plecami, kolejki brak, fajnie, wchodzę, daję jakiś świstek z rejestracji i z nadzieją patrzę na pielęgniarza i mu opowiadam co mi jest i co ma mi zrobić bo to już sprawdzone działanie. Odpowiedź – wyrok – proszę poczekać na korytarzu. No kurwa po co?! Jak się później okazało, szukali lekarza. A jak takie poszukiwania wyglądają mogłem się przekonać kiedy indziej słuchając rozmowy laborantek z lekarzem o pierdołach gdzie po pół godzinie lekarz oprzytomniał z tekstem „Matko Boska, tam ta kobita na mnie czeka na izbie przyjęć!”. Po kilku minutach oczekiwania i chyba końcówce działania NO-SPY, wszedłem jeszcze raz i położyłem się a kozetce bo już nie mogłem ustać. Cud się stał albo wyglądałem naprawdę źle bo znalazł się dość szybko lekarz i lekarka. Krótki wywiad (po co pytania gdzie pracuję i mieszkam jak można to zrobić po wszystkim? Dodatkowo ból plączę język, no ale udało mi się dostarczyć wszystkich informacji.) W końcu dostałem kroplówkę z dodatkowymi dwoma zastrzykami, tak że całkiem niezły koktajl drugowy. Skuteczny koktajl, odpłynąłem w kilka minut czując ustepujący ból. Tak mi się dobrze leżało, ale kolejne obowiązki wzywają, badanie moczu i usg. O ile z USG nie ma większych problemów (aaaaj zimny żel), to z moczem do badania z bolącą nerką są OGROMNE problemy. Po kilku minutach w ubikacji gapiąc się na odkręcony cieknący kran udało mi się napełnić prawie do pełna kubeczek :). Trochę oczekiwania, ciesząc się życiem bez bólu umiliła mi czekolada z automatu. Wyniki USG który przyszły szybciej właściwie potwierdziły to co na 100% miały potwierdzić wyniki moczu. Stan zapalny, jakieś kamyszki w nerce. Spoko, ostatnio też tak było, najważniejsze że kroplówka zaczęła działać. Można wracać. W tym momencie właściwie byłem gotów wracać do pracy i wybrać się na sprawdzenie polityki Disaster Recovery w Szamotułach. Nie przewidziałem jedynie, że polityka nie uwzględnia Disaster Recovery Admina…
Po telefonie do żony i szefa ustaliliśmy jednak, że odpuszczę sobie dzisiejszy dzień. W domu czekała na mnie śpiąca Tosia (dzięki córcia) więc szybko położyłem się w łóżku pod kołdrą i zasnąłem z nadzieją na szybkie recovery. Po godzinie spania, a po półtorej od wyjścia ze szpitala, symptomy poranne zaczęły wracać. Znacie to uczucie niemocy kiedy nadchodzi coś nie uniknionego i jest to nie przyjemne? Właśnie zaczęło mnie ogarniać. Wziąłem kolejne NO-SPY i czekałem. Doczekałem się całkiem szybko. Przewalczyłem z nawracającym bólem do 17 i pojechaliśmy znowu do szpitala, tym razem na ul. Szwajcarską bo tam mają podobno specjalistów (tak powiedzieli na Mickiewicza). Oczywiście dopadł mnie Murphy z jego prawami, na korytarzu pełno ludzi, dodatkowo to nie jest ostry dyżur tylko Szptalny Oddział Ratunkowy i kolejki jako takiej tam nie ma, decyduje stopień poszkodowania. No i kto tam by się przejmował moją nerką (i w ogóle facetem łażącym w kółko albo leżącym na krzesłach) jak co chwila przywożeni byli nowi pacjenci andrzejkowego eventu z poparzoną (o zgrozo!) ręką, lub skaleczoną(!) dłonią. W końcu znalazł się lekarz, który spojrzał na wyniki z poprzedniego szpitala i wysłał mnie do urologa. U urologa poszło sprawnie i w ogóle doktór był pozytywna postacią tego całego zajścia, miły, rzeczowy, pomocny, odpowiadał na pytania w stopniu zrozumiałym dla gościa z IT a nie z Akademii Medycznej. Generalnie, nie ma się co obawiać, trzeba „urodzić” te kamyszki, bo za małe na operację czy ultradźwięki. A poza tym trzeba to przecierpieć. Na moją sugestię, że może kolejna kroplóweczka? okazało się, że w planach był domięśniowy zastrzyk przeciwbólowy ale jak kroplówa mi pomaga to będzie kroplówa. Yeeey! Kolejne oczekiwanie i w końcu jest. Kroplówka trzy razy większa niż poprzednia! Po pół godzinie zassałem całość. Tutaj trzeba nadmienić, że ludzie pracujący na pogotowiu (mam na myśli sanitariuszy) są niesamowici. W pokoju gdzie wszyscy trafiliśmy, leżą ciężkie przypadki, starsze panikujące babcie („Panie! Dawaj ten podsuwacz bo na łóżko wam narobie!”) i kilka lżejszych (duszności, zasłabnięcie itp). Wszystkimi trzeba się zająć, a stosunek pacjentów do pielęgniarzy wynosił na oko 15:2. Przez cały ten czas uwijali się jak mrówki, z uśmiechem, nie pyskując, odpowiadając z humorem (np. na powyższą babcię ” Już lecę moja królowo, a jak Pani skończy to idziemy na dyskotekę” itp.) W pewnym momencie jak już ketanol w kroplówce zaczął działać, miałem niezły ubaw i podziw dla tego całego cyrku. Myślę, że takie podejście dużo daje pacjentom i ogólnie wpływa dobrze na atmosferę. Większość pacjentów także wyglądała na rozbawionych i zadowolonych mimo, kroplówek, i innej aparatury podłączonej do siebie. Tak trzymać chłopaki!
Całość zajęła trochę więcej niż 3 godziny, ale po ustąpieniu bólu było mi już wszystko jedno. Dostałem na recepcie jeszcze ketonal w tabletkach, więc mogłem poczuć się bezpieczny :) Po drodze zakupiliśmy mnóstwo wody, która w siebie usilnie wmuszałem i co chwila oddawałem przepukując nerkę. Noc upłynęła w miarę spokojnie, następny dzień także (po zażyciu ketonalu, ale jednak). W niedzielę czułem się na tyle dobrze (od rana żadnych drugów), że wybraliśmy się do sklepu no i wtedy klops, albo rozchodziłem jakoś tą nerkę albo przyszła moja pora, ale do domu wracaliśmy dość szybko. Fakt, że przez ostatnie dni się oszczędzałem widać na nerce nie zrobił wrażenia żadnego. O dziwo po zażyciu moich tabletek ratunkowych szybko minęło wszystko, tendencja widać pozytywna, ale poniedziałek postanowiłem odpuścić.
Poniedziałek upłynął mi na koncentrowaniu się na kolejnych litrach wody i lataniu do kibla. Skutek niezły bo piszę posta we wtorek, a od niedzielnego popołudnia nie wziąłem, żadnej tabletki. Nerkę co prawda czuję, że jest, ale jakby to określić to bardziej takie echo bólu obecnego przez ostatnie 4 dni. Disaster Recovery siebie określam na 80% :)
W całym tym zdarzeniu są także pozytywne aspekty. Dowiedziałem się że pozostałe narządy wewnętrzne są w stanie idealnym. Wykorzystałem trochę haraczu płaconego co miesiąc ZUSowi ;) Przekonałem się, że służba zdrowia to nie źli ludzie tylko system i biurokracja jest zła. Spędziłem co prawda bolesne ale 4 nie przerwane dni z Tośką :) Nadrobiłem trochę zaległości serialowych (Fringe, Terminator – Sarah Connor Chronicles, Dexter sezon 3). Niestety Disaster Recovery z domeną Windowsową ciągle leży :/
© odwiedź stronę http://maciejewski.org po więcej fajnych postów!